SZUFLADA 2011

  1. Słowem wstępu
  2. Regulamin
  3. Jury
  4. Laureaci
  5. Nasi Mecenasi sztuki
  6. Organizatorzy
  7. Patroni medialni
  8. Wiersze
  9. Plakat
  10. Wspomnienia z gali finałowej
  11. SZUFLADA w sieci


Słowem wstępu



Regulamin

Ogólnopolski Otwarty Konkurs Poetycki w Oleśnie
  1. Organizatorem konkursu jest portal OLESNO.BIZ, a także Oleska Biblioteka Publiczna oraz Miejski Dom Kultury w Oleśnie.
  2. Konkurs ma charakter otwarty i skierowany jest do autorów zrzeszonych jak również niezrzeszonych w związkach twórczych oraz bez podziału na autorów przed debiutem i po debiucie. Uczestnik konkursu musi mieć ukończony 16 rok życia.
  3. Warunkiem uczestnictwa w konkursie jest nadesłanie zestawu 2 wierszy o dowolnej tematyce. Do konkursu można zgłaszać tylko wiersze oryginalne, nigdzie nie publikowane i nie nagradzane. Uczestnik konkursu może nadesłać tylko jeden zestaw wierszy.
  4. Wiersze muszą być podpisane godłem (pseudonimem). Takim samym godłem należy opatrzyć nadesłaną informację o autorze, w której skład powinny wejść: imię, nazwisko, dokładna data urodzenia, adres, telefon, e-mail.
  5. Prace konkursowe należy nadsyłać do 10 kwietnia 2011 r. a preferowanym sposobem jest wypełnienie formularza zgłoszeniowego na stronie: http://szuflada.olesno.org/zgloszenie

    W razie braku możliwości przesłania utworów drogą elektroniczną prosimy przesyłać wydruk lub maszynopis na kartkach w formacie A4 na adres:
    Oleska Biblioteka Publiczna
    ul. Aleksandra 5
    46-300 Olesno
    z dopiskiem „SZUFLADA”.

    Dodatkowe informacje można uzyskać pisząc na: szuflada@olesno.org oraz telefonicznie pod numerami: 034 358 20 30 i 034 358 28 34.
  6. Organizator nie zwraca nadesłanych utworów.
  7. Oceny prac konkursowych dokona jury powołane przez organizatorów. Prace nie spełniające wymogów regulaminu nie będą oceniane. W sprawach spornych, wynikających z interpretacji regulaminu, ostateczną decyzję podejmują organizatorzy w porozumieniu z jury.
  8. Laureaci konkursu otrzymają nagrody finansowe:
    I miejsce – 500 zł + okolicznościowa statuetka
    II miejsce – 300 zł
    III miejsce – 100 zł
  9. Organizator zastrzega sobie prawo do publikowania nadesłanych utworów bez dodatkowej zgody autorów oraz bez honorarium autorskiego. A także prawo do publikacji danych osobowych i zdjęć finalistów.
  10. Zgłoszenie utworu do konkursu jest jednoznaczne z oświadczeniem, że utwór jest własny, nie publikowany i nie nagradzany na innych konkursach, ponadto wyrażeniem zgody na przetwarzanie danych osobowych autora w celach promocyjnych konkursu.
  11. Ogłoszenie wyników i wręczenie nagród odbędzie się 27 kwietnia 2011 r. o godzinie 18:00 w Oleskiej Bibliotece Publicznejubie, ul. Aleksandra 5. Organizatorzy nie przesyłają nagród, przyznaną nagrodę należy odebrać osobiście w dniu finału konkursu.
  12. Zgłoszenie do udziału w konkursie oznacza akceptację regulaminu


Jury

Skład jury: Radosław WIŚNIEWSKI - redaktor naczelny poetyckiego kwartalnika RED, Renata BLICHARZ - redaktorka kwartalnika kulturalnego PROWINCJA oraz Juliusz GABRYEL - również związany z kwartalnikiem RED.


Laureaci

Miejsca nagrodzone:

* II miejsce - Bogumiła Jęcek z Łodzi (A co z kursywą?) /400,00 zł/
     - W żółtym powietrzu
     - Laura
* II miejsce - Anna Piliszewska z Wieliczki (latający dywan) /400,00 zł/
     - raptularz transcendentalny
     - zielona herbata
* III miejsce - Czesław Markiewicz z Zielonej Góry (po trosze) /100,00 zł/
     - Lear
     - Odyseusz

Wyróżnienia

* Małgorzata Borzeszkowska z Lębork (Mila nówek)
     - Lament anioła w kaplicy Scrovegnich
     - Noc, niespokojnie
* Joanna Danuta Bieleń z Henrykowa (biedronka na parapecie)
     - światłolubna
     - podrasowanie
* Dorota Ryst z Warszawy (niezmywalność)
     - rano
     - happy end
* Krzysztof Sokół z Warszawy (poprawki poprawki)
     - zrymowanek pierwszy
     - zrymowanek drugi
* Małgorzata Kierat z Świętochłowic (zielona róża)
     - Klezmerskie nuty
     - Jadąc do Loreto


Nasi Mecenasi sztuki

http://epartnerzy.eu/



PROTEX

BIURO RACHUNKOWE
Labora 2, 46-300 Olesno



Biuro rachunkowe FHU "UNIVERSUM" s.c.

http://www.hotelolesno.pl/


http://olesno.biz


http://pixelmeal.com



Organizatorzy




Patroni medialni





Wiersze




raptularz transcendentalny
raptularz transcendentalny


wiatr odkleja afisze.
i tylko w rynnach znowu ostrożne chroboty
– wątła zapowiedź mżawki,
nie apokalipsy: już
się kolejna kropla z inną kroplą dotyka.

pod markizami dębów medytują
świątki – co widzą drewniane oczy? podniebne,
sine smugi dymów wędrujących, mech
zeszłorocznych gniazd, czy coś więcej?

osty stroszą ościory. idź pod pręgierzem
cienia rosochatej sosny, z której sączy się
próchno. noc otwiera się piskiem
pustułek i wróbli.

owady zatopione
w kawałku bursztynu mają rozwarte skrzydła;
dla nich przystanął czas - teraz
dźwigają wieczność ze stoicką pogodą.

a rzeka śni się; iskrzy bez początku i końca, marszczy
płynny gobelin w zmienności kolorów
z wyprutą nicią światła - błyskiem złotogłowiu.

a ludzie oddychają
łatwopalną historią – wycinają nożykiem
własne imię w korze.

a cienie przenikają w Czas, w cykle pór roku
– przyłóż ucho do skóry chropowatych kamieni.
przyłóż szkiełko do oka – nie zapali się las.

krzyknij!– echo zaboli każdym razem
inaczej.




godło: latający dywan
Anna Piliszewska (Wieliczka)
latający dywan



zielona herbata
zielona herbata

pij, pij zieloną herbatę z kruchej
filiżanki - tak śmiesznie układasz usta – tutaj
pod jarzębiną, którą sadził ktoś obcy, jest na tyle
chłodu, że cię pożar nie dotknie – patrz jak płonie
powietrze
za siatką, we włosach lunatycznych przechodniów.

czy już ktoś ci powiedział: rzeka wysycha żłobiąc
ściegi w martwym łożysku. pył i suche kamienie.
czujesz słoność? ta susza
jest jak szafot – ucina liście ostrzem gorąca. słyszysz
w klepsydrze grzechot rozpalonych godzin?

w twoim przygodnym śnie, w mgle
otwiera się okno – widzisz srebrny horyzont; zwiewną kreskę
szronu. prószą śnieżne jabłonie. jedzie, jedzie do ciebie
biały rycerz po lodzie.

w moim śnie wybuchają
szyby .topi się lód. woda połyka konie . w urnie rzeki
pod taflą muł i zbroje wojów. ślepnę – rzeka usycha…

pij, pij herbatę z kruchej
filiżanki – tak śmiesznie układasz usta.
tutaj, pod jarzębiną wciąż jeszcze bezpiecznie rośnie
łagodny chłód. a za siatką
powietrze: w cudzych włosach płomień...

godło: latający dywan
Anna Piliszewska (Wieliczka)
latający dywan


W żółtym powietrzu
W oknie zegara chmury i słońce. Gdyby
można było nacisnąć na jedną z chwil
jak na klamkę. I otworzyć, i nigdy
nie zamknąć. Wskazówki już w drzwiach

są gotowe do wyjścia. W środku nie ma
życia, jest tylko ruch w kapeluszu
i palcie – rana, która prostuje się i łamie.

Edward Munch „Autoportret w kapeluszu i palcie”, 1908-09
Bogumiła Jęcek (Łódź)
A co z kursywą?


Laura
Na zewnątrz zima pocięta przez okno. To błękit
przechodzi pod chmurami. W pokoju
krzesło i podłoga, która nie chce być gruntem.
Siedzę w sukni z kolorowanki
a każda część cierpienia jest inna.

Stół przypomina słońce, takie, co nie spala; tutaj
ja podróżuję dookoła. Jestem na zewnątrz i w środku.
Wypłowieć, później przybrać na intensywności
- to nie to samo, co zmienić obrus.

Edward Munch "Melancholia (Laura)", 1899
Bogumiła Jęcek (Łódź)
A co z kursywą?


Lear
Ojciec wybrał niewłaściwy moment na milczenie. Użył do tego wszystkich słów
których za życia nie znał albo nie rozumiał. Domyślał się że ja je zrozumiem.
Od tej chwili nie opuszcza mnie jego bezdech. Próba otwarcia ust zatopionych
chropawą śliną. W zaryglowanym spojrzeniu roztacza się przestrzeń zaludniona

lustrzanymi odbiciami pozostałych niezręcznie przy życiu. Puste blejtramy
na ścianach pokoju gościnnego. Nie potrafię powiedzieć czy to jeszcze pojęcia
czy już psy uwolnione na noc z łańcuchów. Jeśli nic nie słyszę to wcale nie znaczy
że nikt nie mówi. Wystarczy odzew spuszczanego do studni wiadra szelest firany
poruszonej nieobecnym ruchem. Na parapecie pod oknem echo łokcia

odciśniętego na poduszce. Myślę że najpierw zesztywniał język. Zmieniło się
tylko nasłonecznienie porannego pochrapywania. Reszta uległa rozkładowi
wieczornej drzemki nocnego czuwania nad kołyską. Teraz porozumiewamy się
dosypując nawzajem soli do beczek ocalałych na wszelki wypadek głęboko pod
podłogą. Wspólnie przeganiamy stada łysych koni w przydomowym ogrodzie.
W ostateczności łapię go na gorącym uczynku wygrzebującego psa spod płotu.

(Żadnych kroków po niemalowanym. Pukania do drzwi. Słowa nie mają znaczenia.)
Czesław Markiewicz (Zielona Góra)

Po trosze


Odyseusz
Jestem mężczyzną który boli. Wychodzę co dzień do pracy.
Zawsze o tej samej porze. Zwykle z tą samą niepamięcią pokonując
garaże ronda i ślepe uliczki. Zwyczajnie – drogą bez wyjścia. Pokusy utknęły
jakoś zeszłej jesieni na progu sypialni zamkniętej objęciami obcych kobiet.
Mijam identyczność mężczyzn dogaszających ogniska na progu – dom
roznegliżowany z zapachu wczorajszej obecności.

Powrót w porze prostowania horyzontu. Wyrwa między życiem a przeżyciem.
Nikt z powracających nie zrywa jabłek w sadzie – bardziej obawiam się płci
niż grzechu nasycenia. A bóg nas wyłącznie podgląda wieczorem w toalecie.
Po słowach kwaśniejące ogryzki. Wyznania jak szlak wytyczony urwanym
w połowie zdaniem. Jutro obudzi mnie ten sam mężczyzna który boli –
wybór wędrowca między zdeptaniem a zadeptywaniem.
Czesław Markiewicz (Zielona Góra)
Po trosze


Lament anioła w kaplicy Scrovegnich
czemuż zasłoniłeś mi oczy Giotto,
czemuż zasłoniłeś?
ich tam w dole tak wielu i tak niewielu zarazem,
liście palmowe powiędły, w dłoniach smutek już tylko trzymają jak gwiazdę,

choć Jan swoją wypuścił i przepaliła mi skrzydło,
gdy wybuchła żalem
wprost w suche niebo – tak mówi ten z prawej,
co to mu piąstki do policzków przyrosły
kamienne przez te siedem wieków,
ten po lewej jak albatros, ręce skrzydła rozłożył
między spękanym niebem i ziemią,
wtopiony w horyzont fresku
czernieje cierpliwie

a Pan już cienia nie rzuca i nie potrzebuje,
kobiety trzymają go mocno, przytulone do zimnej ściany

i drzewo dawno uschło z rozpaczy, bezruchu

ten powyżej zakrył szczelnie uszy
już od stuleci nie słyszy lamentu,
ale choć oczy, oczy całe,
inne na powiekach niosą przerażenie
i nie wiem, czy tu tak zimno
czy wciąż mnie przemraża nadzieja zbawienia

Giotto, Giotto, dlaczego tak wysoko uniosłeś swój pędzel,
jestem jednym z okruchów, ptaków niepodchmurnych,
a mógłbym twarz mu osłonić nadpalonym skrzydłem,
ręce obetrzeć z krwi i strachu

lecz choćbym się starał, choćbym kruszył skałę,
przykułeś mnie do nieba jak ćmę, oślepłego
w jaskrawości zmierzchu,
w lewym górnym rogu

Małgorzata Borzeszkowska (Lębork)
Mila nówek


Noc, niespokojnie
chwyta mrok w ręce, głaszcze
północną godzinę, podsuwa najlepsze kąski snu-
intymności i pamiątki,
myśl o babci, mistrzyni rogalików z różaną konfiturą

pan K., gorliwy uczestnik kursów asertywności,
nieśmiało, jednym palcem, dotyka nocy

bada ją zmysłami
delikatnie-
wzrok dyskretnie omija spienione w kątach cienie,
słuch zamyka się na szepty i pomruki,
bulgot żeliwnych jelit

bawełniane rękawiczki odsuwają go
na odległość splotu
od drgań, drżeń,
wygładzają chropawość ścian,

kwestia smaku nie jest wtedy najważniejsza

opoką pana K. są czerwone diody, radio i telewizor
mrugają pocieszająco, lodówka oddaje chłodny dystans
do „sen mara, Bóg wiara”

jedno zielone oko
jak latarka sygnalisty
błyska w ciemności

nadaje, że noc,
tak jak kot,
nie pozwoli się oswoić
Małgorzata Borzeszkowska (Lębork)
Mila nówek


światłolubna

godło: biedronka na parapecie


Drżę, kiedy za mocno wieje z północnej strony,
przepływają ciemnie chmury, zawieszają się nad domami,
spływają po ścianach, przez dziurawe rynny - widać

ile kosztuje życie na końcu drogi.
Nie ma chodników, pasów by przejść na drugą stronę,
czystych butów. Na progu zalega błoto, nie mieści się

w wycieraczce - błyszczy zużyta - jeszcze informuje, do czego
została stworzona. Jak drzewa z kotkami, o idealnie prostych pniach,
do których lekko wchodzą gwoździe, przez skórę do krwi.

Wylanej; za nas, za brata, przez brata w osikowych kołkach.
Joanna Danuta Bieleń (Henryków)
biedronka na parapecie


podrasowanie
godło: biedronka na parapecie

Wpatrzony w tył samochodu, próbował dotrzymać kroku,
zużytym oponom - zaznaczonym przez uniesioną łapę, kiedy stały
w miejscu. Były częścią, do której się wraca, jak do głaskania, pełnej miski.

Pedigree, stawało w gardle, bardziej niż kość, ale dawało się
popić wodą, przełknąć ze śliną - jak niespodziewane
szturchnięcie, zganienie po uszach - za bardzo sterczących, podpalanych.

Miały być jednolite - jak wszystko. Poukładane w jednym pudełku,
idealnie dopasowane do portfela, mody

na rasowe kształty - miał zadatki jako szczeniak.
Wyrósł wciągu roku, po nim został w tyle,
kiedy zatrzasnęły się drzwi, przed zbyt czułym nosem.
Joanna Danuta Bieleń (Henryków)
biedronka na parapecie


rano
w mojej łazience nagi facet uśmiecha się do lustra. weneckiego
karnawału rozpiętego miedzy mostami wciąż nie udało mi się
dotknąć. mężczyzny w łazience zresztą też. zniknął
zanim się obudziłam i kawa wypełniła goryczą naczynia

krwionośne. kubki i filiżanki czekały na mnie równymi szeregami
obok talerzy widelców łyżek. tylko noże składane
w szufladzie zdradziły mnie właśnie wtedy kiedy mogły splamić
nieznośną biel ścian i podłóg. ożywić czerwienią.
Dorota Ryst (Warszawa)
niezmywalność


happy end
lubiła umierać. w tle gwizdał ekspres
na stole śliniła się zmrożona wódka.
lekko zarzucała na szyję pętlę
błękitnego dymu. wybierała najpiękniejsze

narzędzie i wszystko stawało się proste
i jasne jak stalowe ostrze i jej czarna
sukienka. malowała czerwienią paznokcie
i nadgarstki. wiedziała że śmierć oswajana

co wieczór umrze w końcu z nudów
Dorota Ryst (Warszawa)

niezmywalność


zrymowanek pierwszy
mieliśmy taką zabawę że ja ją grzecznie puszczałem na schodach jak latawiec. mówiłem jej że to wcale nie jest groźne. noc nie warczy ani też nie wyje. moje noce niech zawsze będą otwarte bo są mokre i twarde. tam pod powieką piasek jest czy gdzieś niżej indziej w piwnicach pnie się szumiący las rur. tam wieczny odpoczynek sanek much i komarów a na drzwiach zamiast K+M+B - all you need is love.
Krzysztof Sokół (Warszawa)
Poprawka Poprawki


zrymowanek drugi
zachody słońca były najfajniejszą z atrakcji. później jak kukułka wychodziła pani i mówiła: koniec rekreacji. my schylaliśmy się po drobne. znów wyrastaliśmy gdzieś spomiędzy płyt chodnika. wiedzieliśmy że kamyk jest stworzeniem doskonałym. można nim rzucić w dziewczynę. zbić szybę. potem uciec.

Krzysztof Sokół (Warszawa)
Poprawka Poprawki


Klezmerskie nuty
Z przetrwania wzięłyście się nuty i by przetrwać powstałyście!

Jest w was tęsknota - omalże radosna i ten ból, tak ostry, że już nie boli.
Jedną nogą stoicie na ziemi,drugą zaś w niebie, a nie utykacie na żadną.
Łączycie myśl z materią, nie tworząc tego,co niemożliwe.
Jedną ręką o rzeczy zwykłe, drugą o ramiona aniołów opieracie, a obie potrafią dawać.
Jedną połową serca tkwicie w ciele człowieka,drugą w duszy wszechświata,a każda połowa dla kogoś bije.
Szepczecie językiem pradziadów, a istniejcie dla żywych.
Jest w was odlot ptaków
i pragnienie stałości miejsca.
Jesteście pamięcią ziemi
i zapomnieniem chmur.
Jest w was wszystko: bunt wygnańca i pokora przeznaczenia.

Spływasz muzyko lawiną ze skrzypiec,a dotykasz mnie łagodnym oddechem świtu.
Budząc słońce, nawołujesz rozum do wiary.Mieszasz czerń z bielą,lecz nie tworzysz szarości,tylko krew co płonie.
Udając czasami wiatr, wplątujesz się w nasze włosy i linie papilarne, a twoje ścieżki tak tęskne i głodne człowieka.I już znam twoje imię: ty jesteś zawodzeniem świata.

Dlatego już nie zasnę przez ciebie,nie zasnę, moja orkiestro klezmerska...
Małgorzata Kierat (Świętochłowice)
zielona róża



Jadąc do Loreto
Tam, gdzie pola słoneczników iskrzą żółtym światłem,gdzie dźwięki cykadom wykrada śródziemnomorskie południe,napełniało się nieskazitelnie różową barwą oleandrów moje serce.

Kojące, miłosiernie spokojne wody Adriatyku były tak blisko, kuszącymi odcieniami błękitu wabiąc podróżujących,że wystarczyło tylko wyciągnąć rękę.
Uwodzicielsko turkusowy zaś brzeg prosił, by przyciągnąć go do siebie.

Wtedy właśnie przeniknęła mnie głęboka wiara w to, że ten cud nie tylko ludzkim oczom się należy, ale człowiekowi w całej jego pełni.

Jednak, gdy opuszki moich palców dotykały już skrawka falującej plaży, by zagarnąć ją całą dla siebie, to wymknęła mi się nagle.

I nic nie zostało mi dane,oprócz zrozumienia wypędzonych z raju.
Małgorzata Kierat (Świętochłowice)
zielona róża


Źdźbło sinicy
Jadzia widzi szczyt Górki Wujka Kazimierza
gdzie Kapliczka nad Grobem Majora
wuj Kazimierz zbocza cierpliwie żytem obsiewał
górka kępki kostrzewy sinej rodziła
czasem i chabry jak wiosna wypadła przekropna
wuj Kazimierz choć rok wcześniej znał pogodę
nie poznał że garść piachu nad żwiru kopalnią uprawia
wdrapywać się do Kapliczki z garścią chabrów
przez piach mozół dla dziecięcych łydek
za to później można bose stopy w buty siedmiomilowe obuć
kostki z piachu uwolnić w staw wygrzany u podnuża sfrunąć
źdźbło sinicy rozstrzyga kto pierwszy
kto po zrytym piasku do zmąconej wody zbiegnie
Jadzia swą kolej przeczówa w piskach i śmiechu pięciorga rodzeństwa
Piegowatej Władzi Małego Janka Rudego Walka Grubej Józi
nawet Kulawy Bronek się doturlał
chciałaby już pieszczotę ziaren piasku w stopy poczuć i wzlecieć
ale cierpliwie przesypuje w dłoniach ziarenka różańca
prawnuczka u jej boku jak kotwica
zresztą nic nowego że zbiegnie ostatnia
Jadzia przezywana Pechową Jadzią
Zawsze wyciągała najdłuższe źdźbło trawy.
Piotr Fałczyński (Ołobok)
HAPEK


Dzięcioł trójpalczasty
Znów zło w Babilonii, Kain nieśmiertelny i Judasz prosperuje świetnie
Po dwóch mileniach w Biesłanie ukazał się Herod...
W parku dzikim, ciemnym, pustym jak moja dusza
Zrodziła się wizja Nowego Potopu.
Wracałem, wtem z krzaków Dziad ciemnosiny jak niebo rękę wyciągnął.
Zawróciłem, zły, lecz mi drogę zabiegł, dłonią okaleczoną portfel podał:
wypadł panu w krakach!
Zastukał dzięcioł w chore drzewo, mnie dusza jaśniała, a Dziad prawił:
to dzięcioł trójpalczasty,
są jeszcze: pstry wielki, średni, zielony, czarny, białogrzbiety,
zielonosiwy i dzięciołek, wszystkie potrzebne, żyją zgodnie,
choć różne jak ludzie, których czasami pojąć trudniej jest niż sens cierpienia,
o ich wzajemne zrozumienie modlę się jak o chleb codzienny...
Wtedy panienka w zaciasnej sukience wyrzuciła do kosza nietknięte śniadanie,
więc Dziaad jadł siedząc na grobli, słońce siadło mu na plecach,
dzięcioł trójpalczasty przygrywał na dębie i przypłyną perkoz dwuczuby,
z którym Dziad dzielił się chlebem trójpalczastą dłonią, szczęściem jaśniały mu oczy,
a jeszcze dziecko uśmiechnięte z bułką przybiegło od mamy, Dziad pułke kruszył
a ja kartke z wierszem darłem dyskretnie, bo jakże wieścić Potop,
skoro dziecko uśmiechnięte, dzięcioł trujpalczasty, perkoz dwuczuby i Dziad,
choć bez jednej dłoni i dwóch palców, nawet bez czuba - bo łysy - szczęśliwy daje...
Piotr Fałczyński (Ołobok)
HAPEK




Plakat

Plakat zaprojektowany przez firmę PixelMeal (http://pixelmeal.com/)



Wspomnienia z gali finałowej

W trakcie gali wiersze laureatów deklamował Mirosław Kubiak. Recytację uświetniał Kacper Kubiak tworząc oprawę muzyczną na gitarze. Poczęstunek wziął pod skrzydła Adam Majchrzak.
Oleśnianie którzy podjęli rękawice:
  • Sebastian Kapuścik (anonim)
  • Marek Stróżyk (Marco)
  • Waldemar Szydło (Modest)
  • Wiktoria Matyja (Tringa)
  • Łukasz Warzecha (Warzi9)





zdjęcia wykonał: Adam Zasadny



SZUFLADA w sieci